Jak było do przewidzenia, główny podpisywacz, w niektórych kręgach nazywany długopisem prezesa, podpisał zmiany w ustawie o ochronie przyrody. Wśród profesjonalistów zajmujących się drzewami miejskimi – dendrologów, magistrackich urzędników i arborystów trwa zawzięta dyskusja o spodziewanych skutkach tak drastycznego osłabienia ekonomicznej ochrony drzew.  Jedni wieszczą zagładę drzewostanów miejskich i wskazują na jej skutki dla społeczeństwa. Inni chwalą decyzje wielkorządców, podkreślając kwestie wolności obywatelskich, które dzięki nowym regulacjom poszybowały na wyżyny dotąd w Polsce niespotykane.  Mi najbliższe są te wypowiedzi, które podkreślają fakt, że poprzednie, o wiele bardziej rygorystyczne zapisy ustawowe w gruncie rzeczy i tak nie były skuteczne.

Ludzie są ludźmi i działają zgodnie ze swoją naturą i swoimi interesami, tak, jak je postrzegają.  Jak ktoś się uparł, to i tak, wbrew urzędowym przeciwnościom doprowadzał do anihilacji choćby najdorodniejszego okazu dendroflory.  Takie mam doświadczenia z ponad 25 letniej czynnej działalności arborystycznej, niegdyś zwanej chirurgią drzew. Z drugiej strony urzędy nie stawiały dużych wymagań odnoście motywacji, jakimi kierował się petent przynoszący wniosek o wydanie decyzji administracyjnej dotyczącej wycinki drzewa. Każdy statystyczny wójt czy burmistrz ma zwykle ochotę kontynuować swoją pracę po następnych wyborach. Musi więc dbać o elektorat a ta dbałość przejawia się  … no właśnie.

Zastrzegam, że znam też przypadki bardzo rygorystycznego działania wydziałów ochrony środowiska w urzędach gminnych czy powiatowych. Obawiam się jednak, że występowały one w znaczącej mniejszości.

Czas pokaże, jak potoczą się sprawy. Gdyby jednak potoczyły się według czarnych scenariuszy, warto uzmysłowić sobie, co mamy do stracenia.  Oto klika przykładów dla zobrazowania problemu.

  • Według badań przeprowadzonych w Detroit w 1992 roku jedno drzewo o wys. 12 m pozwala na oszczędzenie energii na ogrzewanie budynku jednorodzinnego za kwotę od 43 do 103 dolarów rocznie. Różnice kwot wynikają z usytuowania rośliny w stosunku do budynku. Okaz rosnący po stronie zachodniej może dać oszczędność od 82 do 103 dolarów. Usytuowanie po stronie wschodniej, to kwota 49 dolarów.
  • W takim samym budynku oszczędności na schładzaniu pomieszczeń w okresie letnim kształtują się na poziomie od 13 do 42 dolarów. Są to tzw. oszczędności netto. Czyli uwzględniające koszty posadzenia i pielęgnacji drzewa.
  • Około 584 tysiące drzew rosnących w Nowym Jorku pozwala zaoszczędzić w ciągu jednego roku ponad 45 tysięcy MWh energii elektrycznej o wartości 6,9 mln dolarów oraz 46,5 mln m³ gazu ziemnego o wartości 20,8 mln dolarów.
  • Badania zrealizowane w Chicago wskazały, że przeciętne 30-letnie drzewo pobiera rocznie z powietrza około 54 kg CO². Ponadto oczyszcza powietrze z innych zanieczyszczeń gazowych – tlenków azotu, dwutlenku siarki oraz zanieczyszczeń pyłowych, czyli kurzu, pyłu, popiołu i dymu wraz zawartymi w nim metalami ciężkimi. W świetle doniesień medialnych, jakoby Polacy oddychali najgorszym powietrzem w Europie, jest to szczególnie istotna kwestia.
  • Niezwykle ciekawe wnioski płyną z badań holenderskich, amerykańskich i brytyjskich. Na ich podstawie stwierdzono, że wprowadzenie zieleni do tzw. gorszych, zaniedbanych dzielnic miast zmniejszyło wskaźniki przestępczości o 38 do 56 %. Obecność drzew zwiększa wartość rynkową nieruchomości, poprawia wydajność pracy a nawet stymuluje postawy prospołeczne skłaniając ludzi do wspólnych inicjatyw dla dobra ogółu.

Nawet największe drzewo można zlikwidować w kilka godzin. Aby doczekać się nowego dużego okazu, potrzebne są dziesięciolecia. Nie podejmujmy więc pochopnych decyzji. To się zwyczajnie nie opłaca.

Lipa o imieniu Mamuśka ... nasze największe drzewo z początków ubiegłego stulecia

Lipa o imieniu Mamuśka … nasze największe drzewo z początków ubiegłego stulecia

lipa_mamuska